Jakiś czas temu byłam na wrocławskim Rynku w nieistniejącej już restauracji, która specjalizowała się w kuchni hiszpańskiej. Kelnerka namawiała nas na „tapasy”. Zwróciłam jej uwagę, że to jest niepoprawna forma, ponieważ jedna zakąska to „tapa”, a kilka to „tapas”. Nic to jednak nie pomogło: pod koniec posiłku zapytała nas „Jak smakowały tapaski?” Byłam załamana:)
W związku z nadchodzącym świętem na stronie Instytutu Cervantesa starają się propagować formy „tapa” i „tapy”. Bardzo mi się to podoba.
Co do samych „tapas”, uważam, że to fajny obyczaj, zwłaszcza w takim gorącym kraju jak Hiszpania, gdzie nie zawsze ma się ochotę zjeść coś konkretnego. Do moich ulubionych należy tortilla de patata (omlet z ziemniaków), patatas bravas (ziemniaki z pikantnym sosie) oraz pulpo a la gallega. Ta ostatnia tapa to kawałki ośmiornicy w sosie pomidorowym, dobrze przyprawione. Niestety, należy do jednej z najdroższych tapas. Ale warto spróbować. Kiedyś kupiłam ośmiorniczki w puszce, chyba z Wietnamu, i były bardzo niesmaczne.
Bardzo smaczne są tapy z Kraju Basków: mają formę małych kanapek, przybranych różnymi dodatkami: szynką, oliwkami, kawałkami ryby itp.
W Warszawie w dniu święta będą organizowane różne konkursy, w tym na najlepszą tapę zjedzoną w restauracji; powstał specjalnym „szlak tap”, czyli lokali, gdzie można spróbować różnych przekąsek. Szkoda, że u nas nie da się tego zrobić.