Nowa powieść Antonia Muñoza Moliny
Od ponad trzydziestu lat czytam powieści Antonia Muñoza Moliny i za każdym razem podziwiam jego styl, poruszają mnie przedstawiane w nich tematy. Najbardziej podobały mi się „Beltenebros”, „Jeździec polski” , „ Plenilunio” i „We mgle czasów”. Ale po lekturze ostatniej powieści czuję wielkie rozczarowanie.
Jego styl, długie wielokrotnie złożone zdania, pełne niezwykłych przenośni, teraz wydał mi się męczący i pusty. Akcja powieści rozgrywa się w Lizbonie. Opis ulicy , na której nic się nie dzieje i nic specjalnego - budynki, ludzie, zwierzęta - nie przyciąga uwagi, a ciągnie się przez prawie dwie strony zupełnie mnie nie porusza.
Co do treści, mamy w tej powieści próbę odtworzenia dni spędzonych przez mordercę Martina Luthera Kinga, który w 1968 r. po ucieczce z USA czeka w Lizbonie na wizę do Angoli. Drobiazgowe opisy jego zachowań i tego, co się działo wtedy w Stanach, a co znam z filmów dokumentalnych, mogą zainteresować jednak młodsze osoby, które nie mają o tym pojęcia.
Drugi wątek jest autobiograficzny: pisarz opowiada o początkach swojej kariery i przyznaje się do tego, że pił, spędzał noce poza domem, aż wreszcie porzucił żonę z czworgiem dzieci dla młodszej kobiety, także pisarki.
Cóż, nic co ludzkie nie jest mu obce, można powiedzieć. Żyjemy w czasach, gdy modny jest duchowy ekshibicjonizm, ale mnie takie informacje wydają się zbędne. Przez lata uwielbiałam Antonia Muñoza Molinę, miałam nawet ochotę do niego napisać, by wyrazić podziw dla jego twórczości, ale już mi przeszło. Rozczarował mnie jako osoba. Ale ponieważ zawsze należy rozdzielać dzieło od jego stwórcy, zamierzam nadal czytać jego książki. A Tobie polecam jego wcześniejsze powieści!